Trudne początki na Wierzbanowskiej….

Tak naprawdę nie wiedziałem jak zacząć, wybrałem ten szczyt posiadając antenę mobilową, popularnego „chińczyka” (QYT KD-8900D), kompletnie zbędny akumulator żelowy 12V 20Ah (większa część wagi całego plecaka) oraz całkowity brak wiedzy.

Mimo to wyprawa udała się, dotarliśmy samochodem do Przełęczy Jaworzyce. Ale że mi było mało pojechaliśmy dalej po bezdrożach tamtego regionu dotarliśmy do małej „mijanki” gdzie zostawiliśmy samochód.

Odległość od szczytu była nam bliżej nie znana, GPS odmawiał posłuszeństwa a sam nie znałem miejsca w którym jesteśmy.

Dotarcie na szczyt zajęło nam z pół godziny, niosąc ekwipunek który teraz uważam za kompletną głupotę tj.: statyw do aparatu (przerobiony pod antenę), kawał blachy (bo antena musi mieć „masę”) etc. Większości nie wyciągnąłem z plecaka. Antena stała na grillu, który jest ogólnie dostępny a radio i reszta na ławeczce wraz ze mną podając ogólne wywołanie w programie SOTA ze szczytu SP/BZ-080.

Łączności co prawda 9, w tym jedna summit to summit czyli ze szczytu na szczyt ale wrażenia jak na pierwszy raz świetne. Wspominam i wyciągam wnioski z każdej wyprawy, teraz po upływie roku nadal się uczę.